piątek, 2 grudnia 2011

Co nam może przynieść Św. Mikołaj?


Alicja Barwicka

Jeśli mamy grudzień, to niedługo powinny pojawić się jakieś prezenty. Przy założeniu, że byliśmy przynajmniej w miarę grzeczni powinniśmy coś dostać. Nawet najmniejszy prezent może być przecież powodem wielkiej radości. Każdy z nas pamięta takie święta, w których nie spodziewaliśmy się pod choinką niczego. A tymczasem WIELKA NIESPODZIANKA mimo, że nieraz całkiem niepozorna spokojnie czekała na naszą WIELKĄ RADOŚĆ. No, ale od czego w końcu są Święci?
Mając więc nadzieję, że w głowie i sercu najpopularniejszego świętego znajdzie się miejsce dla każdego z nas oddajmy się marzeniom…
A co może się znaleźć w wiadomym przepastnym worku dla chorych okulistycznie? To wie oczywiście tylko Święty Mikołaj, ale może by tak jakaś refundacja Taflotanu? Jest przecież bez konserwantów, a polewanie nabłonka rogówki dodatkowo chlorkiem benzalkonium do końca życia (w końcu jaskra to choroba przewlekła) zawsze rogówkę uszkadza.
Jest nadzieja, że w worku znajdą się nowe metody diagnostyczne oraz nowe terapie. Pierwsze sygnały o autoimmunologicznych aspektach jaskry już są. Warto by więc sprawę skonkretyzować. A terapie genowe? A AMD – czy miliony ludzi na całym świecie nie czeka na uporanie się z postacią wysiękową w bardziej efektywny sposób? A nowotwory? – może by tak jeszcze poszerzyć możliwości protonoterapii, a może jakiś dobry akcelerator? (strasznie daleko jest części chorych do pięknego Krakowa).
Ale na pewno w worku będzie dużo zwykłej wiedzy edukacyjnej. Jak się odżywiać w profilaktyce AMD, jak się nie zanudzić codziennym zapuszczaniem kropli w jaskrze, kiedy wydaje się, że nie ma żadnych różnic czy to robimy czy nie, jak pamiętać o nawilżaniu oczu podczas pracy przy komputerze, jak dbać o aktywność fizyczną aby zapewnić sobie dobre parametry krążeniowe i nie mieć nadwagi, no i w końcu jak nie zapomnieć o konieczności okresowych badań okulistycznych zwłaszcza, jeśli jesteśmy obciążeni rozmaitymi czynnikami ryzyka.
Jednym słowem Święty Mikołaj na pewno nie zapomni o życzeniach ZDROWIA dla nas wszystkich, abyśmy sami sobie mogli w zdrowiu życzyć WESOŁYCH ŚWIĄT!

wtorek, 1 listopada 2011

LISTOPAD = LIŚĆ OPADŁ



Alicja Barwicka

Kiedy dziecko uczy się nazw miesięcy staramy się tę naukę ułatwić dodając skojarzenia bazujące najczęściej na polskich powiedzeniach i przysłowiach. Jeśli chodzi o listopad, to właśnie wtedy „liść opadł”.
Zjawisko manifestowane jako opadanie liści to bardzo sprytny mechanizm, dzięki któremu w niekorzystnych warunkach (zmniejszenie nasłonecznienia, obniżenie temperatury i wilgotności gleby i powietrza) roślina może znacznie zwolnić metabolizm. Skutkiem tego procesu jest ochrona gatunkowa, bo pozwala na przetrwanie w fazie „uśpienia” do czasu, aż razem z wiosną pojawią się prawidłowe warunki do wznowienia wegetacji. Pozbywając się części swoich tkanek (w tym wypadku liści) „odpoczywające” drzewo może więc zimą dbać o odżywienie tylko części swojej masy i dzięki temu ma znacznie większe szanse na przeżycie. Podobny mechanizm oszczędnościowy włącza na czas warunków kryzysowych również wiele gatunków zwierząt. A co z nami?
To prawda, że niekorzystne warunki nie zmuszają nas do tak radykalnych zachowań, gdyż potrafimy z nimi walczyć i to z całkiem dobrymi efektami. W procesie ewolucji ludzkość wiele się nauczyła w zakresie dbania o utrzymania właściwego stanu zdrowia. Jeszcze kilkaset lat temu średnia długość życia człowieka nie osiągała 30 lat, a dzisiaj mamy już wiedzę, że fizjologiczna długość życia jest zaprogramowana na około 120 lat. W związku z tym organizm musi mądrze gospodarować swoimi zasobami, a wytwarzana na poziomie molekularnym energia nie może być marnowana. Intensywność przemian fizyko-chemicznych nieustannie zachodzących w naszych komórkach jest tak duża, że większość z nich nie jest w stanie funkcjonować aż przez 120 lat. I tu należy wspomnieć o dwóch fizjologicznych procesach: apoptozie i regeneracji. Apoptoza to naturalna śmierć komórki. Znamy już niektóre czynniki, które apoptozę mogą przyspieszać i staramy się je eliminować, lub przynajmniej z nimi walczyć. Wielu z tych winowajców stworzyliśmy sobie sami niszcząc środowisko naturalne, zmieniając niekorzystnie skład wody, powietrza, a także nawyki żywieniowe. W efekcie np. obserwujemy w tkankach wzrost stężenia reaktywnych postaci tlenu zwanych rodnikami tlenowymi, a nasze oczy narażone są na nadmiar światła, w szczególności w zakresie widma niebieskiego. Ale jest i dobra wiadomość. Wiele tkanek potrafi regenerować, chociaż w różnym tempie i nie wszystkie w sposób, jaki by nam odpowiadał. Pamiętamy oczywiście o naturalnych procesach starzenia się organizmu, w których z wiekiem dochodzi do przewagi zjawiska apoptozy nad regeneracją, ale trzeba dostrzegać każdy krok nauki zrobiony w kierunku poznawania procesów chroniących ludzkie zdrowie i życie.

poniedziałek, 3 października 2011

HISTORIA PEWNEJ SZKOŁY


Alicja Barwicka
Nauka w szkołach różnego typu rozkręca się na dobre. W końcu to już październik! Do rzeszy żądnych wiedzy kilka dni temu dołączyli studenci. Tak się najczęściej składa, że po latach szkołę wspominamy miło, a niektórzy wręcz z rozrzewnieniem. Pewnie dlatego termin SZKOŁA bywa również rezerwowany dla wielu bardzo szacownych określeń związanych z rozmaitymi polami aktywności człowieka. I tak np. mówimy o szkole flamandzkiej w malarstwie, greckiej szkole stoików, czy szkołach epikurejskich w filozofii. Jest oczywiście wiele szkół w zakresie nauk medycznych. A zatem słów kilka o jednej z nich.
Kiedy w 1918 roku Douglas C. MC Murtie, dyrektor Instytutu Czerwonego Krzyża w Nowym Jorku po raz pierwszy użył terminu rehabilitacja (z łac. habilitas – zręczność, sprawność i re – przywrócenie czegoś utraconego) dla określenia procesu usprawniania inwalidów I wojny światowej pewnie nawet nie przypuszczał, że słowo to zrobi międzynarodową karierę i określi nową dyscyplinę nauki. Wraz z rozwojem medycyny zaczęła rosnąć rola lekarza w procesie usprawniania leczniczego i rehabilitacja jako nauka stała się integralną częścią procesu leczenia.
W Polsce intensywny rozwój rehabilitacji nastąpił po II wojnie światowej, a wynikał z konieczności zajęcia się licznymi ofiarami najpierw wojny, a następnie epidemii polio z lat 50 – tych XX wieku. To wtedy dzięki pionierskim działaniom Profesorów: Wiktora Degi i Mariana Weissa oraz ich współpracowników stało się możliwe udzielenie szybkiej i skutecznej pomocy poszkodowanym. Mimo, że początki w trudnym powojennym okresie wiązały się z ogromnymi brakami kadrowymi i sprzętowymi, to wypracowano model postępowania, który jest niekwestionowanym osiągnięciem nauki Polskiej i do dziś jest znany na świecie pod nazwą Polskiej Szkoły Rehabilitacji. Stało się tak, ponieważ idea przedstawiona przez Profesorów Degę i Weissa zakładająca cztery podstawowe cechy systemu rehabilitacji: powszechny, kompleksowy, zapewniający wczesne rozpoczęcie i ciągłość trwania okazała się ponadczasowa. W krajach, które mogły finansowo zapewnić pełną realizację modelu rehabilitacji wg polskiego wzorca efekty w skali indywidualnej osoby, ale również w aspekcie społecznym są naprawdę doskonałe. Niestety w polskich realiach przez wiele lat ta dziedzina medycyny była ciągle niedofinansowana i trudno było o realizacją szczytnych założeń. Trudno się zresztą dziwić, że priorytetem rozwiązań kadrowych, sprzętowych i organizacyjnych były dziedziny medyczne związane z bezpośrednim ratowaniem życia ludzkiego. Ale wiele się na tym polu zmienia. Dziś już polski system rehabilitacji zaczyna coraz bardziej przypominać drogę realizacji nakreśloną przez swoich Twórców. Postęp wymusza też sytuacja demograficzna, bo starzejące się, ale ciągle aktywne społeczeństwo wymaga usprawniania! Rośnie też świadomość znaczenia aktywności fizycznej w codziennym życiu. Dziś jeden z kanonów rehabilitacji: „wiele leków można zastąpić ruchem, ale ruchu nie można zastąpić żadnym lekiem” nikogo już nie dziwi, a ludzie sami zabiegają o korzystanie również w celach profilaktycznych z dobrodziejstw tej dziedziny nauki.
O Polskiej Szkole Rehabilitacji pamiętają na świecie, pamiętajmy również i my!

piątek, 2 września 2011

IDZIE JESIEŃ


Alicja Barwicka

Pomijając wydarzenia historyczne - we wrześniu najczęściej dużo się dzieje. Dzieci idą do szkoły, niektóre nawet po raz pierwszy, znacznie skraca się długość dnia aż do zrównania z nocą w ostatniej dekadzie, kiedy to zaczyna się jesień. Co za tym idzie – robi się coraz chłodniej, a ranki są mgliste. Można oczywiście mieć nadzieję, że przynajmniej wartość rocznego limitu deszczu (liczona w wiadrach), jaka spada na m² powierzchni została już przekroczona w ciągu lipca i sierpnia tego roku, ale wiadomo przecież jaką cechą charakteryzują się dzieci nadziei.
Ponieważ jednak liczymy na to, że mimo wszystko tegoroczny wrzesień będzie ciepły, słoneczny, suchy, a przede wszystkim optymistyczny, to trzeba dobrze się przygotować na nadchodzące sukcesy. A więc:
• po pierwsze: ponieważ wilgoci w glebie zgromadziło się latem odpowiednio dużo - w lasach obrodzą grzyby; a jak powszechnie wiadomo Polak lubi wszystko co z lasu, a grzyby to już ponad wszystko. Aby uzyskać sukces – nie jadamy grzybów każdego rodzaju, a jedynie te, o których ponad wszelką wątpliwość wiadomo, że nie narażą nas na śmiertelne w skutkach zatrucie;
• po drugie: w związku z godną zauważenia wakacyjną aktywnością rodziców zdających sobie sprawę z konieczności przebadania własnych dzieci mamy już powód do świętowania sukcesu, gdyż po 1 września znacząco zmniejszy się liczba uczniów z osłabioną ostrością widzenia spowodowaną wadą wzroku uniemożliwiającą nie tylko odczytanie polecenia z tablicy, ale również efektywne ściąganie na pierwszych klasówkach;
• po trzecie: nie będziemy już musieli oglądać powtórki horroru z dnia 28 sierpnia 2011 z drużyną Arsenalu w roli głównej, bo drugi taki horror nie jest po prostu możliwy. Aby uzyskać sukces w podobnym przypadku – oglądamy jedynie właściwe wydarzenia sportowe (mogą być również z udziałem Szczęsnego). Oszczędzamy przez to skutecznie nasz system nerwowy, unikamy niszczycielskiego stresu, a dla pełnego szczęścia przynajmniej dwukrotnie podczas każdej połowy meczu wpuszczamy krople nawilżające do oczu, by zachować właściwy stopień wilgotności rogówki;
• po czwarte: ponieważ nie będzie padać, będziemy biegać, chodzić na spacery oraz zbierać liście, żołędzie i kasztany. Tu uda nam się osiągnąć kilka sukcesów za jednym zamachem. W końcu cytując mantrę rehabilitacji „prawie każdy lek można zastąpić ruchem, ale ruchu – nie da się zastąpić żadnym lekiem”. Nie tylko my sami, ale i nasze psy zyskają dzięki temu wiele na kondycji, a stracą na wadze. Z kolei zebrane trofea pozwolą naszym dzieciom (bo tylko one potrafią z tego co spadło z drzewa zrobić istne cuda) zabezpieczyć przynajmniej część materiałów niezbędnych do ćwiczeń manualno - edukacyjno – artystycznych.
• po piąte: ponieważ zdrowie jest najważniejsze – musimy zadbać na tym polu o „prywatne” sukcesy, zależnie od naszych zdrowotnych potrzeb. Rozpoczniemy (jak co roku zmotywowani po wakacjach) walkę ze złymi nawykami żywieniowymi oraz tym razem już na pewno z sukcesem - RZUCIMY PALENIE, bo naprawdę wszystkie badania dowodzą, że to najgroźniejszy wróg naszego zdrowia.

sobota, 13 sierpnia 2011

WAKACYJNE ROZMAITOŚCI


Alicja Barwicka

Od jakiś trzech miesięcy czekamy wszyscy na lato, ale tegoroczne wyraźnie się na nas czekających obraziło i gdzieś sobie poszło. Zostawiło nam w zamian porę deszczową i towarzyszącą jej plagę komarów. Już nawet nie wiadomo co jest bardziej dokuczliwe; to że ciągle leje, czy zwiększająca się liczba dziennych ukąszeń. Co gorsza agresja komarów rośnie proporcjonalnie do wielkości opadów deszczu.
Na rynku można spotkać mnóstwo preparatów odstraszających owady oraz łagodzących skutki ukąszeń. Szczególnie poszukiwane są te pierwsze, ale z ich efektywnością też bywa różnie. Pamiętać trzeba o możliwości wystąpienia objawów uczulenia na składniki preparatu także takiego, o którym producent pisze, że jest bezpieczny nawet dla małych dzieci. W końcu uczulić można się na wszystko. Oprócz spotkań z komarami, można korzystać latem z wielu przyjemności. Możemy np. objadać się owocami leśnymi. Tu szczególnie polecam leśną zwykłą polską jagodę zwaną w niektórych regionach borówką. Oprócz tego, że jest bardzo smaczna, zawiera mnóstwo wartościowych składników, a dla dobrego funkcjonowania naszych oczu jest wprost bezcenna. Trzeba jednak przed spożyciem nasz przysmak dokładnie umyć, bo lisy, których populacja w polskich lasach nie jest wcale taka mała – lubią towarzystwo jagód nie mniej niż my. Także rosnące w lasach poziomki mogą być niepowtarzalną ucztą.
Część z nas lubi latem wylegiwać się na słońcu (no, może w polskim tegorocznym wydaniu to już byłaby przesada), ale jest też wielu amatorów poznawania nieznanych dotychczas, a często bardzo ciekawych miejsc. Obrazy z takich wędrówek pozostają na długo nie tylko w albumach, ale przede wszystkim w naszej pamięci. Wyprawy zarówno dalekie jak i takie całkiem bliskie dają uczestnikom, a dzieciom w szczególności porcję świetnie przyswajanej wiedzy i umiejętności praktycznych. Wszyscy nabierają wtedy przekonania, że wakacje to wspaniały wynalazek nawet podczas deszczu.
Dni wakacyjnych zostało jeszcze trochę. Nie zmarnujmy ich bo już niedługo wrócimy do rzeczywistości. W miastach zacznie obowiązywać standard komunikacyjnych korków, dzień będzie coraz krótszy, w mieszkaniach zaczną grzać, będziemy mniej odporni na przeziębienia, no ale za to WYGINĄ KOMARY! Co prawda pewnie nie przestanie lać, ale przecież będziemy mieć więcej czasu na wspomnienia z wakacji. Uporządkujemy zdjęcia i zaczniemy planować kolejne lato.

wtorek, 3 maja 2011

SEZON NIE TYLKO OGÓRKOWY


Alicja Barwicka

Ponieważ wiosna jest w całej krasie (dziś w Warszawie jest +3 st. C, ale w odróżnieniu od Kotliny Jeleniogórskiej nie pada śnieg) mam nadzieję, że niedługo nadejdzie lato, które kojarzy mi się ze słońcem, plażą, jedzeniem śniadań na tarasie i innymi miłymi sprawami, ale niestety również z ogórkowym sezonem teatralnym, co już wcale miłe nie jest. Latem mamy przecież więcej czasu i chciałoby się nieraz w leniwe popołudnie dokonywać trudnych wyborów w rodzaju: na co by tu dzisiaj się wybrać. Chyba jednak i nadchodzące lato takich wyborów niestety nam oszczędzi. Niezależnie od pogody wiosna to ponadto sezon konferencji naukowych. Dotyczy to również okulistyki. Intensywność spotkań naukowych jest zbliżona do sezonu jesiennego, a więc godna zauważenia. W pierwszych dniach marca bieżącego roku zaczęliśmy od analizy kontrowersji w diagnostyce i leczeniu chorób oczu podczas Światowego Kongresu Okulistycznego w Barcelonie. 22 marca w Düsseldorfie można było się przekonać, że trudności i różnice diagnostyczne to niestety chleb powszedni okulistów na całym świecie, a nie tylko nasza lokalna bolączka. 25 marca w Jachrance k/ Warszawy pochylaliśmy się nad wątpliwościami: jaskra pierwotna cz wtórna? oraz: kiedy leczyć ją operacyjnie, a kiedy farmakologicznie?, natomiast 26 i 27 marca w pięknie odrestaurowanym zamku krzyżackim Ryn podczas konferencji naukowej „wiosenne spotkania jaskrowe” uzyskaliśmy między innymi wiele ważnych informacji w zakresie diagnostyki i leczenia obrzękowych postaci zmętnień rogówki, a także cukrzycowego obrzęku plamki. Poznawaniu metod obrazowania w okulistyce poświęcono warszawską konferencję w dniach 1-2 kwietnia, przy czym bogaty program w połączeniu z kilkoma kursami nie pozwolił nawet na najmniejsze oszustwa primaaprilisowe. I już po tygodniu - 9 kwietnia w wypełnionej po brzegi sali warszawskiego kina „Wisła” słuchaliśmy nowości dotyczących codziennej praktyki okulistycznej z obszaru medycyny pracy i chorób zakaźnych. Ponieważ dla wszystkich chętnych pewnie i tak nie starczyłoby miejsca, część mogła zdobywać umiejętności praktyczne podczas odbywającego się w tym samym terminie kursu USG gałki ocznej. Po drodze były święta i trochę dłuższa majówka – zobaczymy się więc dopiero 13 – 14 maja w Łodzi na corocznym (już siódmym) Łódzkim Forum Okulistycznym. Fajnie? To się nazywa szkolenie ustawiczne. Znam takie zawody, w których raczej nie poświęca się swojego wolnego czasu i prywatnych pieniędzy po to tylko, żeby zdobyć jeszcze trochę wiedzy w interesie … innych, w tym przypadku naszych pacjentów. A więc aby do lata, bo po letniej przerwie czeka nas jesienny sezon maratonów konferencyjnych.

piątek, 18 marca 2011

Jak w Barcelonie okulistyczne kontrowersje poznawano?


Alicja Barwicka
W dniach 3 - 6 marca tego roku spotkali się w Barcelonie okuliści z 40 krajów świata (wśród nich spora grupa z Polski), aby podczas II Światowego Kongresu „Kontrowersje w okulistyce” debatować nad mającymi powszechne zastosowanie najnowszymi metodami diagnostyki i leczenia chorób oczu. W ciągu ostatnich 20 lat pojawiło się wiele nowoczesnych rozwiązań w zakresie rozpoznawania uszkodzeń narządu wzroku, a w ślad za nimi nowe możliwości leczenia w szczególności dotyczące mikrochirurgii okulistycznej. Specjaliści w tej dyscyplinie medycznej rozpoczęli więc intensywne korzystanie z powyższych dobrodziejstw, zwłaszcza w najcięższych schorzeniach okulistycznych a więc jaskrze, AMD (zwyrodnienie plamki związane z wiekiem), czy retinopatii cukrzycowej. Dzisiaj już nie wyobrażamy sobie monitorowania jaskry bez skaningowej tomografii laserowej dotyczącej nerwu wzrokowego (HRT II), czy analizatora grubości włókien nerwowych siatkówki (GDx), a diagnostyka AMD nie może się obejść bez OCT (optyczna koherentna tomografia). Skutkiem uzyskania niezwykle precyzyjnych obrazów w badaniach diagnostycznych stało się zdecydowane skrócenie procesu zmierzającego do ustalenia rozpoznania a co za tym idzie do wcześniejszego rozpoczęcia odpowiednio ukierunkowanego leczenia. Jak każde nowości, tak i przedstawione wyżej rozwiązania mają swoją indywidualną drogę rozwoju. Najpierw wszyscy się nimi wyłącznie zachwycają, a następnie zaczynają się zastanawiać, czy rzeczywiście w każdej sytuacji korzystanie z nich jest niezbędne. W medycynie, która w ostatnich dziesięcioleciach może poszczycić się ogromnym rozwojem nauk klinicznych, pojawiających się aktualnie wątpliwości i kontrowersji jest już na tyle dużo, że takim debatom poświęca się całe konferencje i kongresy. Okulistyka, której rozwój od około 20 lat jest wręcz rewolucyjny omawia kontrowersje wokół najnowszych metod diagnostyki i leczenia nie tylko na krajowych, ale i na światowych spotkaniach. Nikt nie ma już wątpliwości, że wraz z opracowaniem dalszych nowoczesnych rozwiązań, potrzeba omówienia tej drugiej, kontrowersyjnej strony zagadnienia staje się oczywista. Między innymi dlatego za rok w Berlinie odbędzie się III Światowy Kongres „Kontrowersje w okulistyce”. Na naszym rodzimym okulistycznym podwórku także ma miejsce dyskusja nad powyższym problemem, a ostatnia konferencja poświęcona okulistycznym kontrowersjom farmakologii i chirurgii odbyła się w listopadzie 2010 roku we Wrocławiu. Zasada takich spotkań jest dość prosta, chociaż dla organizatorów wiążąca się z dużymi wyzwaniami. Należy bowiem zgromadzić w jednym miejscu i czasie zwolenników i oponentów danej metody diagnostycznej lub leczniczej. Podczas obrad obie strony prezentują swoje punkty widzenia opierając się na osobistych doświadczeniach oraz na aktualnych doniesieniach z piśmiennictwa. Zdarza się, że zarówno zwolennik, jak i prezentujący pogląd odmienny opierają się na tych samych doniesieniach naukowych! Uczestnicy spotkań mają więc „jak na talerzu” podane argumenty „za i przeciw”. Trzeba dodać, że przecież każdy ze słuchaczy takich wystąpień ma jakieś osobiste doświadczenia i wiążące się z nimi przemyślenia, czasem też szereg wątpliwości. Na tym polega wartość takich spotkań. Uczestnicy mają nie tylko szansę poznania zagadnienia z różnych stron, ale także utwierdzenia się we własnych poglądach, lub też przekonania się do pójścia inną drogą z pożytkiem dla siebie i swoich pacjentów. Jest nieraz bardzo trudno po zaledwie kilkuletnim stosowaniu poznać wszystkie wady i zalety nowej metody diagnostycznej, czy terapeutycznej, ale im bardziej się nad tym zastanawiamy i bardziej daną metodę udoskonalamy modyfikując między innymi wskazania i przeciwwskazania do jej stosowania, tym więcej skorzysta na tym w przyszłości potencjalny pacjent.

środa, 12 stycznia 2011

O łatwej i trudnej realizacji noworocznych planów


Alicja Barwicka

W ostatnich godzinach starego roku robimy często przegląd planów i zamierzeń, których nie udało się zrealizować w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Te, które nie straciły na aktualności dokładamy do nowo utworzonego pakietu planów na Nowy Rok. W ten sposób corocznie nieco nam się wydłuża lista „spraw do załatwienia”. Ale nie traćmy nadziei. Kiedyś to przecież załatwimy. Ja nie w tym roku, to pewnie w następnym… U każdego z nas są na tej liście pozycje o różnym stopniu trudności, no i pozycje stałe. Takie najbardziej popularne to: „odchudzić się o …kilogramów”, „nauczyć się hiszpańskiego”, „zrobić porządek w piwnicy” itd. Są też i takie, które dopisywane corocznie do naszej listy, wcale nie gwarantują właściwej realizacji, a już na pewno nie w ciągu jednego roku jak np. „wychować dziecko na porządnego człowieka”(bardzo trudne!). Są też postanowienia z grupy „zdrowotnych”, obiektywnie dość łatwe w realizacji, ale jakoś ta realizacja kuleje. O ile z wizytą u dentysty sprawa jest oczywista (część z nas panicznie boi się bólu), o tyle wizyta w gabinecie okulistycznym to chyba bardziej strach przed nieznanym. A więc odczarujmy problem, gdyż dobrze jest wiedzieć co nas może czekać w takim miejscu. Generalnie nie ma się czego bać. Rutynowe badanie wykonane przez lekarza okulistę nie boli, a więc nie wymaga od nas wykazania się jakąś szczególną odwagą.
Jak w każdym innym gabinecie lekarskim wizyta zacznie się od zebrania wywiadu lekarskiego, podczas którego należy szczegółowo przedstawić niepokojące nas objawy. Możemy zostać poproszeni o odpowiedź na kilka pytań, np. o choroby przebyte, a także czy i na jakie choroby jesteśmy aktualnie leczeni. Nie zapominajmy o alergii! Oprócz nazw przyjmowanych ostatnio leków, dobrze jest wiedzieć czy i jakie choroby występują bądź występowały w naszej rodzinie. Jeśli korzystamy z okularów, powinniśmy mieć je ze sobą oraz przynajmniej w przybliżeniu znać ich wartość (w końcu to przecież nasze okulary).
Jest kilka badań najbardziej podstawowych, z którymi u okulisty spotkamy się prawie zawsze.
Badanie ostrości wzroku jest przeprowadzone oddzielnie dla każdego oka najpierw do dali, potem do bliskiej odległości. Polega na odczytywaniu na wystandaryzowanych tablicach rzędów cyfr, liter, albo tekstu. Ponieważ podczas tego badania możemy zostać poproszeni o porównanie jakości widzenia w różnych szkłach próbnych, trzeba być skupionym i uważnym.
W przypadku potrzeby określenia rozpoznawania barw – na odpowiednich tablicach będziemy odczytywać znaki graficzne np. cyfry, figury geometryczne itd.
W pewnych sytuacjach zostanie przeprowadzone orientacyjne badanie pole widzenia zarówno w jego części obwodowej, jak i centralnej (przy użyciu tzw. testu Amslera). Otrzymamy szczegółowe instrukcje do tych badań, a jeśli nie będą zrozumiałe – trzeba poprosić o dodatkowe wyjaśnienie.
Do diagnostyki przeprowadzanej rutynowo należy badanie w biomikroskopie zwanym lampą szczelinową. Nie wymaga ono od pacjenta jakiegokolwiek wysiłku, a pozwala na bardzo dokładną ocenę struktur anatomicznych począwszy od odcinka przedniego, aż do dna oka włącznie (tu dodatkowym narzędziem jest soczewka o silnej mocy trzymana przez lekarza tuż przed badanym okiem). Dno oka badane jest często przy pomocy tzw. wziernikowania bezpośredniego z użyciem oftalmoskopu, ale również ta metoda nie niesie ze sobą żadnych nieprzyjemnych doświadczeń. Pacjent kieruje tylko wzrok w określonym przez lekarza kierunku. Ocena dna oka przy pomocy obu opisanych metod wiąże się ze skierowaniem do wnętrza oka określonej ilości światła, ale badanie jest tak przeprowadzane, by pacjent nie czuł nadmiernego olśnienia.
Po połączeniu z inną aparaturą, lampa szczelinowa jest wykorzystywana do wielu innych badań diagnostycznych. Dla przykładu zamontowanie tonometru aplanacyjnego pozwala bardzo dokładnie przeprowadzić pomiar ciśnienia wewnątrzgałkowego. Bezpośrednio przed takim badaniem do worka spojówkowego podawany jest roztwór barwnika i środek znieczulający. Samo badanie trwa na tyle krótko, że często nie zdążymy się nawet zorientować, że właśnie zostało wykonane. Możemy się także spotkać z metodą pomiaru bezdotykowego gdzie nie ma potrzeby znieczulenia powierzchni oka, wówczas pacjent jest uprzedzony, że poczuje uderzenie podmuchu powietrza.
Jeśli w związku z powyższym z jakiejś przyczyny powinniśmy w Nowym Roku odwiedzić okulistę należy jak najszybciej umówić wizytę. Miło jest móc odznaczyć sprawę jako „wykonaną” na naszej rocznej liście….
DOSIEGO ROKU!