sobota, 3 maja 2014

ŚPIESZ SIĘ POWOLI, CZYLI PREZENT NA UNIJNE URODZINY

Alicja Barwicka

Dopiero co stuknęła nam unijna dziesiątka. A przy urodzinach dobrze jest powspominać. W przypadku systemu ochrony zdrowia wspomnienia mają zwłaszcza ci, którzy mieli, lub niestety mają problemy zdrowotne. Ich nie interesuje wartość kontraktów, czy zakres limitów. Źle się czują, więc chcieliby dostać się do odpowiedniej placówki i uzyskać w niej poradę lekarską. Niby proste…

10 lat temu ludzie chorowali tak samo, mieli te same schorzenia, chodzili do lekarza z takimi samymi problemami. Dzisiejsza rzeczywistość rozczarowuje. Lekarz POZ nie zawsze jest w stanie nam pomóc, zwłaszcza w zakresie diagnostyki. Medycyna poszła do przodu, znacznie poprawiły się możliwości w zakresie wczesnego postawienia rozpoznania, a przecież od tego właśnie zależy odpowiednio wczesne, a tym samym bardziej efektywne włączenie leczenia. Problemy wynikające z pozycji leku na listach refundacyjnych zna większość chorych i mimo, iż zna, to nie jest w stanie pojąć dlaczego za ten sam lek stosowany w jednej chorobie przyjdzie nam zapłacić pełną (często naprawdę wysoką) kwotę, a w chorobie innej jedynie kilka złotych. Co prawda choroba, chorobie nierówna i nawet wśród nich są te tańsze i te droższe w leczeniu…

Najgorsze jednak są chyba kolejki. Niby były zawsze, ale chyba jednak 10 lat temu nikt nie musiał czekać na wizytę do specjalisty rok lub nawet dłużej. Specjalistów jakby mniej, potrzebujących jakby więcej. Pamiętajmy, że społeczeństwo się starzeje, a ludzie starsi chorują częściej i niekoniecznie tylko na jedną chorobę. Chcieliby się leczyć! A z tym (głównie w aspekcie finansowym, ale nie tylko) są problemy w większości krajów europejskich. Żeby więc tym problemom przynajmniej częściowo zaradzić, Parlament Europejski i Rada Europy przyjęły w dniu 9 marca 2011 roku Dyrektywę nr 20011/24/UE w sprawie stosowania praw pacjentów w transgranicznej opiece zdrowotnej. Dyrektywa weszła w życie 24 kwietnia 2011 roku, a termin jej transpozycji przez państwa członkowskie określono na 25 października 2013 roku. Od tej daty minęło już ponad 0,5 roku. Polscy pacjenci ciągle i z nadzieją czekają na zastosowanie w kraju przepisów wspólnotowych i chociaż póki co ich nie ma, to 18 marca b.r rząd RP przyjął (póki co tylko) projekt ustawy w sprawie wdrożenia przepisów powyższej dyrektywy. Mamy maj, czas płynie, ale czy aby na pewno powinniśmy go poganiać? Sama dyrektywa mówi o otwarciu granic dla chorych i zgodzie na refundację leczenia w innym unijnym kraju. Państwo, w którym chory jest ubezpieczony zostaje zobowiązane do zwrotu poniesionych przez pacjenta kosztów leczenia przeprowadzonego w jakimkolwiek kraju UE, o ile do tego typu świadczenia osoba ta ma prawo w kraju własnym. Wysokość refundacji powinna być równa kwocie, która zostałaby wydana przez nasz system ubezpieczenia zdrowotnego, gdyby leczenie odbywało się w kraju. Oczywiście kwota refundacji nie może przekroczyć rzeczywistych kosztów poniesionych przez pacjenta. Zapisy dyrektywy przewidują naturalnie pewne ograniczenia, tak, by nie zdestabilizować krajowych systemów finansowych. Chodzi tu o obowiązek wydawania przez krajowe systemy ubezpieczenia zdrowotnego (u nas MZ i NFZ) w trzech sytuacjach uprzedniej zgody. Taki obowiązek w krajach członkowskich może być wprowadzony na leczenie:

• połączone z jego planowaniem i w związku z tym związane z co najmniej jednodobowym pobytem w szpitalu, albo ze skorzystaniem z wysokospecjalistycznej i drogiej infrastruktury lub sprzętu medycznego,

• które wywołuje poważne i szczególne obawy dotyczące jakości i bezpieczeństwa,

• które może narazić pacjenta lub społeczeństwo na szczególne ryzyko.

Co prawda państwo może odmówić wydania takiej zgody jeśli istnieją uzasadnione obawy, że nie będą spełnione odpowiednie warunki jakościowe oraz bezpieczeństwa pacjenta, a także jeśli jest możliwość uzyskania tego typu pomocy w kraju w terminie akceptowalnym z punktu widzenia medycznego. Zgoda jednak musi być wydana, jeśli choremu przysługuje prawo do leczenia, a nie może otrzymać go we własnym kraju w terminie akceptowalnym z punktu widzenia medycznego.

W naszych warunkach chyba właśnie ten przepis dotyczący terminu akceptowalnego z punktu widzenia medycznego będzie przysłowiową (finansową) kością niezgody.

Ponieważ krajowej ustawy ciągle jeszcze nie ma, to począwszy od 25 października 2013 roku polscy pacjenci mogą powoływać się bezpośrednio na przepisy dyrektywy. Oczywiście NFZ odmówi zwrotu wydanych na leczenie kwot, ale sąd te kwoty (nawet jeśli nie w 100%) będzie musiał przyznać, ponieważ przepisy dyrektywy po tej dacie stały się źródłem prawa wiążącego nasze organy administracyjne. To, że Polska jeszcze nie zaimplementowała przepisów dyrektywy nie jest przecież winą pacjenta.

Analiza rządowego projektu ustawy i przepisów wykonawczych nie napawa optymizmem. Co prawda to tylko projekt, ale wynika z niego, że: raczej nie będzie zgody NFZ na leczenie szpitalne, nawet takie wymagające jednodniowej hospitalizacji, nie będzie też można skorzystać (bez zgody NFZ) z diagnostyki przy użyciu rezonansu magnetycznego, czy tomografii komputerowej, z badań genetycznych, terapii izotopowej itd… A może to tylko chorym się wydaje, że na te świadczenia polski pacjent czeka miesiącami i jak to się ma do terminów akceptowalnych z punktu widzenia medycznego?