Alicja Barwicka
Tego leku nie dostaniemy w żadnej
aptece na świecie, a przecież historia leczenia krwią sięga bardzo odległych
czasów. W Asyrii, Babilonie czy starożytnej Grecji władców i szczególnie
zasłużonych wodzów leczono kąpielami w krwi młodych zwierząt wierząc, że ma
działanie odmładzające, a najbardziej znakomitych rannych krwią zwierzęcą
pojono, by w ten sposób przywrócić im silę i zdrowie. Odkrycie przez Harveya z
1616 roku praw rządzących krążeniem krwi
zapoczątkowało próby przetaczania ludziom krwi zwierzęcej. Średniowiecze
charakteryzowało się ponadto stosowaniem upustów krwi jako metody leczniczej. Obie te „metody”
spowodowały wiele tragedii z powodów dzisiaj dla nas oczywistych, ale w tamtym
czasie nie znano przecież ani grup krwi,
ani specyficznych cech białek osocza, Pierwszym lekarzem, który dokonał
pomyślnego zabiegu przetoczenia krwi jagnięcej młodemu chłopcu był
prawdopodobnie nadworny medyk Ludwika XIV Jan Baptysta Denis (był równocześnie
filozofem i matematykiem). Chory był wcześniej „leczony” intensywnymi
krwioupustami, stąd jego kondycja sprowadzała się do skrajnej anemizacji.
Pomyślny przebieg zabiegu i uratowanie od śmierci było czystym przypadkiem, bo
wykrwawiany systematycznie organizm nie był już w stanie uruchomić produkcji przeciwciał skierowanych
przeciwko obcogatunkowemu białku. Odtrąbiono co prawda „medyczny” sukces, ale kolejne
próby tej procedury podejmowane przez Denisa kończyły się śmiercią pacjentów,
co ostatecznie doprowadziło go na ławę oskarżonych. Wielu europejskich
naśladowców metody doktora Denisa miało także prawie stuprocentową śmiertelność,
stąd w 1670 roku parlament francuski, a zaraz potem angielski i włoski wydały
zakaz (pod karą chłosty i pręgierza) stosowania chorym krwi jako środka
leczniczego. Odstraszono więc potencjalnych chętnych, a ci szybko przerzucili
się na inne metody. Do odkrycia przez Landsteinera grup krwi w 1901 roku było
jeszcze daleko, ale ponowna fala eksperymentów z zastosowaniem tym razem przetoczenia
krwi ludzkiej zaczęła się w 1818 roku, kiedy to angielskiemu uczonemu Blundell`owi
udało się uratować życie kilku wykrwawionych położnic. Od razu wzrosła liczba
chętnych do stosowania tego rodzaju przetoczeń, ale większość leczonych tą
metodą chorych szybko umierała. Z czasem zauważono, że tylko podanie dożylne
krwi własnej chorego utraconej w wyniku krwotoku może być względnie bezpieczne.
Dopiero wiek XX przyniósł prawdziwy przełom. Austriackie odkrycie Landsteinera a
następnie cały szereg odkryć i badań w zakresie serologii dokonanych w latach
1910 – 1940 przez polskiego uczonego Ludwika Hirszfelda (był nominowany do nagrody
Nobla w dziedzinie medycyny w 1950 roku) przyniosły wielki skok w medycynie, a
chorym poczucie bezpieczeństwa, że kiedy już przetoczenie krwi jest niezbędne,
to oczekujemy poprawy, a nie pogorszenia stanu zdrowia. Ciągle bowiem, mimo
nieustannych badań i poszukiwań prowadzonych na całym świecie nie potrafimy krwi
wyprodukować metodą przemysłową i nadal jej jedynym źródłem jest drugi
człowiek, który może i chce się nią podzielić z chorym dla ratowania mu życia.