Alicja Barwicka
To
nie było tak dawno. Nasze babcie były dziećmi, prababcie nastolatkami, niektóre
młodymi kobietami. Mogły mieć mnóstwo planów i marzeń. Być może także
oczekiwały wspaniałych prezentów pod choinką…. Zamiast tego miały pecha, bo nie
tylko przyszło im żyć w okropnych czasach, ale z góry założono, że nikt przez
dziesiątki lat o ich los się nie upomni. Mieszkały na wschodnich terenach RP.
To wystarczyło. Pierwsze wywózki w ramach akcji rozkułaczania, czyli likwidacji
warstwy bogatego chłopstwa przeprowadził Stalin w początkach lat trzydziestych
XX wieku. Potem, zwłaszcza po 17 września 1939 roku przemysł zsyłki do obozów pracy
na Syberii lub w stepy Kazachstanu tylko się rozwijał. Niezależnie
od rodzaju obozu, warunki życia uwięzionych łamały wszelkie zasady godności
ludzkiej. Z powodu głodu, chłodu, rozpaczy, ale przede wszystkim w wyniku
licznych chorób związanych między innymi z fatalnymi warunkami sanitarnymi i
wtórnym spadkiem odporności śmiertelność zesłańców, zwłaszcza dzieci i osób
starszych była bardzo wysoka. Żywność wydawano tylko tym, którzy pracowali. Wielkość
racji zależała od zakresu wykonania „normy". Najbardziej wydajni robotnicy
otrzymywali dziennie nieco ponad kilogram chleba, mniej wydajni - 800 gramów;
pracującym dzieciom wydawano 300 gramów. Czasami dostarczano wodnistą zupę z
odrobiną mąki. Dietę uzupełniano zbierając grzyby i owoce leśne. Racje
żywnościowe ledwie wystarczały na utrzymanie przy życiu i nie mogły zaspokoić
potrzeb ciężko pracującego człowieka.
Zbyt młodzi, zbyt starzy lub zbyt chorzy by pracować, polegali wyłącznie
na podziale skromnych racji członków najbliższej rodziny.
Były obozy pracy w których przebywały prawie wyłącznie kobiety i dzieci, były
też obozy „koedukacyjne”, przy czym o rodzaju obozu i charakterze osadzonych
decydowano w oparciu o charakter prac jakie na tym terenie były do wykonania. Wszyscy
wiedzieli, że nie wolno było chorować, bo przecież nie było leków. Jedynym
sposobem „leczenia” była izolacja chorych. W obozach były nawet gabinety
lekarskie, ale ich wyposażenie nie mogło pomóc ani personelowi, ani chorym. Bez
szans na przeżycie były dzieci urodzone w łagrach, a te które trafiły tam w
wieku przedszkolnym bardzo szybko zmuszano do podejmowania pracy fizycznej. Pamiętajmy
o nich. Te dzieci nie marzyły o LEGO pod choinką, ich marzeniem była kromka
chleba, by choć na chwilę zapomnieć o głodzie….
WESOŁYCH
ŚWIĄT!!!