Alicja Barwicka
Jak już pisałam wcześniej, nie zważając na stan epidemii
grypy w amerykańskich bazach wojskowych, na początku 1918 roku zdecydowano o
wysłaniu posiłków na front europejski. Kiedy Amerykanie dotarli do francuskich portów, wirus
natychmiast zaatakował stacjonujące tu wojska, a pierwsi zainfekowani francuscy
żołnierze trafili do szpitali wojskowych
kilka dni później. W ciągu kilku tygodni armia francuska miała już ponad 100
tysięcy nowych zachorowań. Oczywiście chorowała również ludność cywilna, ale
w armii śmiertelność okazała się trzykrotnie wyższa. Pokonanie kanału La
Manche było tylko kolejną fazą rozwoju pandemii, a pierwszym dużym brytyjskim
miastem, które nawiedziła grypa było Glasgow. Miejscowy lekarz Roy Grist
sporządził dokładne opisy przebiegu choroby swoich pacjentów. Początkowo
infekcja zaczynała się dość typowo: gorączką, dreszczami, bólami mięśni, głowy
i gardła. Autor podkreślał jednak, że u niektórych chorych bardzo szybko
pogarszał się stan ogólny, występowały objawy niewydolności oddechowej
prowadząc do zgonu. W maju 1918 r. dowództwo brytyjskiej marynarki wojennej
meldowało o 10 tysiącach. chorych, W Londynie, który na tle innych miast miał
dobrze rozwinięte służby sanitarne, grypa pojawiła się w czerwcu, a do końca
1918 roku w całym Zjednoczonym Królestwie zmarło 228 tysięcy osób. Grypa nie
odróżniała narodowości ani stron światowego konfliktu, nie oszczędziła też
wojsk przeciwnika. Na wiosnę 1918 roku Niemcy planowali błyskawiczną ofensywę,
by zdążyć przed przybyciem wsparcia zza oceanu dla wojsk alianckich. W tym celu
przerzucono na front zachodni ponad milion niemieckich żołnierzy, Jednak i tym
razem grypa okazała się szybsza. W maju zdziesiątkowała 37 dywizji
przygotowanych do ataku na linii Marny. Pamiętajmy, że po obu walczących
stronach znajdowały się zimne, wilgotne okopy, a w nich stanowiąc idealny cel
dla wirusa przebywali miesiącami w nieustannym stresie stłoczeni na małej
przestrzeni, niedożywieni i zmarznięci mężczyźni. W nieogrzewanych wagonach
przerzucano ich na kolejne odcinki frontu, więc ich stan zdrowia mógł ulegać tylko
dalszemu pogorszeniu. Kiedy wiosną i latem 1918 roku co najmniej ⅓ mieszkańców
Ameryki i Europy leżała w łóżkach lecząc
grypę, próbowano za wszelką cenę nie dopuścić do wywołania paniki. Cenzurowano
więc informacje o masowych zachorowaniach, by nie ukazały się w prasie.
Tajemnicy nie udało się jednak dochować, bo blokada informacji nie dotyczyła
neutralnej w czasie I wojny światowej - Hiszpanii. Już pod koniec maja w
Madrycie tamtejsza agencja Fabra wysłała do agencji Reuters depeszę o dziwnej
chorobie, która "zaczyna się nagle,
trwa krótko, zabija i znika bez śladu". I tak grypę, która przypłynęła
do Europy z Ameryki, zaczęto wkrótce nazywać hiszpańską, co do dziś pozostało
jej najbardziej popularnym przydomkiem, choć zwano ją też gorączką flandryjską,
gorączką trzech dni, knock-me-down fever, flu, purple death,
la grippe lub po prosu influenzą. Wydawałoby się, że na Europie zakończy
się wędrówka wirusa, ale tak się nie stało… cdn.