sobota, 26 grudnia 2020

NIE CHCEMY NOSIĆ ŻAŁOBY


 

Alicja Barwicka

Zbliża się koniec roku. Czekamy, by nadchodzący był lepszy, by przyniósł dobro i pokój. Jesteśmy zmęczeni i pełni niepokoju. Mamy masę pytań, na które nie znajdujemy odpowiedzi. Nie wiemy, czy tak oczekiwana szczepionka faktycznie ograniczy liczbę zachorowań na COVID – 19, a tym samym rozpocznie się wygasanie epidemii. Nie wiemy kiedy wróci normalna praca bez strachu, że nasza branża zostanie wyłączona z działalności. Co z edukacją? Narastają zaległości. Dzieci siedzą w domach, powiedzmy że się uczą…. Część oczywiście czerpie ze zdalnej nauki jakąś wiedzę, ale czy aby wystarczającą? Brak tak dla rozwoju człowieka ważnego ruchu, brak kontaktów społecznych z grupą rówieśniczą mają i nadal będą mieć swoje następstwa w aspekcie fizycznym i psychologicznym. Martwimy się, bo tak dużo ludzi zachorowało, tak dużo ludzi zmarło… Nie chcemy więcej pogrzebów, nie chcemy nosić żałobnych strojów po utracie bliskich. Mamy dość życia w zamknięciu, odbywania kwarantanny, ograniczeń we wzajemnych odwiedzinach. Mamy dość zaniedbań w leczeniu i kontrolowaniu swoich przewlekłych schorzeń i dość zaniedbań w wykonywaniu swojej zawodowej pracy bo nie wszystko da się wykonać w sposób zdalny. Czy Nowy 2021 Rok przyniesie zmiany na lepsze? Czy uporamy się z samą epidemią i jej ekonomicznymi następstwami? Oby… Pomóżmy sami sobie w realizacji noworocznych życzeń. Dbajmy o zdrowie swoje i swoich rodzin, stosujemy się do zaleceń służb sanitarnych i miejmy nadzieję, że obecna epidemia, chociaż na całym świecie zebrała już ogromne żniwo, tak jak jej poprzedniczki –  przeminie, a nasze codzienne życie ulegnie jednak normalizacji.

DOSIEGO ROKU!

czwartek, 26 listopada 2020

CZY NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO?


Alicja Barwicka

100 lat temu świat ostatecznie rozprawił się z hiszpanką, albo raczej hiszpanka ostatecznie rozprawiła się ze światem. Zebrała ponad milion ofiar, osierociła rodziny, osłabiła potencjał sił zbrojnych (już i tak mocno osłabiony przez ofiary poległe podczas I wojny światowej) całego świata. Nic nie wskazuje na to, by moja babcia (na zdjęciu ze swoimi siostrami stoi pierwsza z prawej), lub któraś z jej sióstr przechorowały hiszpankę. Objawy choroby były bardzo podobne do infekcji grypy i do dzisiejszej COVID-19. Podobnie jak w obecnej pandemii objawy narastały bardzo szybko, doprowadzając u części chorych do niewydolności krążeniowo – oddechowej i zgonu. Nie było skutecznego lekarstwa na hiszpankę, nie było też szczepionki. Mniejsza niż obecnie liczba ofiar była następstwem mniejszych możliwości  przemieszczania się ludności, a tym samym mniejszej liczby potencjalnych zakażeń. Tak naprawdę wówczas przemieszczało się głównie wojsko, natomiast ludność cywilna ograniczyła istotnie swoją mobilność. Pomimo braku Internetu w większych miastach, gdzie możliwości międzyludzkich kontaktów były zdecydowanie większe - istniały zorganizowane formy działań prewencyjnych, których zadaniem było nieustanne przypominanie mieszkańcom o obowiązku zachowania dystansu społecznego i o konieczności zasłaniania nosa i ust. Wykorzystywano plakaty i komunikaty płynące z megafonów. Z uwagi na braki w zaopatrzeniu dostępnych w tym czasie środków odkażających nieco mniej rygorystycznie respektowano zasadę dezynfekcji rąk, ale o ich myciu przypominano na każdym kroku. Analiza porównawcza zdarzeń obecnych i tych sprzed 100 lat nie napawa optymizmem. Wydaje się, że poza ogłoszeniem zwycięstwa nad hiszpanką ludzkość niewiele się już tym tematem zajmowała. Co zaniedbaliśmy w zakresie globalnym? Aż trudno uwierzyć, że przez tak długi czas zapomniano o niszczącej sile wirusów… Może zachłyśnięto się czarodziejską mocą antybiotyków w zetknięciu z bakteriami i uznano za możliwy podobny scenariusz w walce z wirusami? Czy świat uwierzył, że groźnych wirusów już nie ma? Czy z prac naukowo-badawczych prowadzonych przez wirusologów nie wyciągnięto należytych wniosków, chociażby w zakresie konieczności zintensyfikowania badań nad ich niektórymi cechami np. ogromnymi zdolnościami do tworzenia mutacji i nowych szczepów… Obecna pandemia też się kiedyś skończy. Oby po tym czasie starczyło ludzkości pokory wobec własnej niewiedzy i oby przerodziło się to w efektywne działania mające na celu niedopuszczenie do kolejnej epidemii siejącej strach i śmierć…

 

czwartek, 1 października 2020

JUŻ NIE BARDZO LUBIMY TAKIE PIĘKNE LOTNISKA


Alicja Barwicka

Ani w Polsce, ani w innych krajach świata nie możemy się póki co uporać z aktualnie panująca pandemią COVID-19. Rośnie dzienna liczba osób zakażonych, a przecież nadciąga jesień ze swoim regularnym, corocznym wysypem zakażeń wirusem grypy i schorzeniami grypopodobnymi. Kolejne strategie walki ogłaszane przez rządy poszczególnych krajów i organizacje międzynarodowe okazują się nieefektywne. Czekanie na szczepionkę także może potrwać, bo przecież na działanie tej na grypę odpowiednio skutecznej, czyli wyprzedzająco dostosowanej do aktualnej mutacji wirusa grypy czekamy ponad 100 lat i ciągle nie potrafimy takiej opracować. W szczepionkach aktualnie produkowanych nadal korzystamy z materiału genetycznego wirusa z poprzedniego sezonu. Już nie jesteśmy tak chętni do podróżowania, już nie bardzo lubimy piękne hale lotnisk i dworców kolejowych. W walce z epidemią ciągle się uczymy, a naszą bazą są doświadczenia ostatniej wielkiej epidemii hiszpanki. Dzisiaj Polska jest zdecydowanie bliżej reszty świata niż było to podczas tamtej epidemii. Polacy oczywiście także musieli się zmagać z wirusem ówczesnej grypy, ale z racji znacznie gorszych warunków gospodarczych kraju i ograniczeń w przemieszczaniu się nie było tak wysokiej śmiertelności jak w krajach Europy zachodniej. Nasza sytuacja polityczna w tym czasie była bardzo szczególna, a szalejąca grypa poza zbieraniem żniwa wśród wojska i ludności cywilnej była także przyczyną licznych zgonów jeńców podczas wojny polsko-bolszewickiej i po niej. Do Polski choroba dotarła stosunkowo późno, bo pierwsze przypadki dostrzeżono dopiero w lipcu 1918 roku we Lwowie. Najpierw tak jak w Europie Zachodniej wraz z transportami wojskowymi przemieściła się koleją wzdłuż trasy Lwów-Kraków-Katowice (w Krakowie szczyt zachorowań przypadł na wrzesień), natomiast w Warszawie pojawiła się w październiku. Na szczęście epidemia trwała zaledwie kilka miesięcy i chociaż nowa fala zachorowań wróciła wiosną 1919 r., to miały one już znacznie łagodniejszy przebieg. Lektura gazetowych nekrologów potwierdza, że na grypę umierali prawie wyłącznie ludzie młodzi, dwudziesto- i trzydziestoletni. Niestety w Polsce nie prowadzono rejestrów epidemiologicznych, trudno więc ocenić, ile dokładnie osób zmarło. 4 listopada głos zabrała powołana przy Radzie Regencyjnej Komisja dla Zdrowia Publicznego, która w uspokajającym tonie wyjaśniała, jak przenosi się zakażenie grypą i oszacowała częstość zachorowań na ziemiach polskich na 1%. Członkowie Komisji zalecali przede wszystkim przestrzeganie zasad higieny: unikanie zgromadzeń, mycie rąk po powrocie do domu i płukanie ust oraz gardła. W raporcie końcowym komisji ustalono, że „Środka na wyleczenie nie ma, surowica nie skutkuje. Poza tymi wskazówkami innych środków ochronnych przeciwko influency nie znamy i też ich pewnie szybko nie poznamy.” Pomimo upływu czasu wiele się nie zmieniło. Stosujemy te same środki ochronne, wchłaniamy podawane przez media uspokajające informacje, chyba tylko bardziej jesteśmy świadomi zagrożenia, więc bardziej się boimy. Pewnie dlatego społeczna ocena problemu jest obecnie znacznie bardziej surowa.

 

wtorek, 1 września 2020

CZYM BYŁA HISZPANKA?


Alicja Barwicka

Hiszpanka, jak każda pandemia miała zasięg ogólnoświatowy, nie ominęła więc mieszkańców żadnego z kontynentów. W ponad dwu i pól letnim czasie jej ataków na ludzkość, trwały oczywiście próby (zgodnie z ówczesnym stanem wiedzy medycznej) znalezienia skutecznego leku bądź szczepionki, ale aktualny poziom wiedzy, możliwości zastosowania środków finansowych i technicznych, w szczególności zakres wyposażenia laboratoriów były daleko niewystarczające, a przecież sama choroba nie omijała także naukowców. Na przełomie XX i XXI wieku udało się określić DNA wirusa hiszpanki. To wirus grypy typu A/H1N1. Analiza jego sekwencji pozwoliła badaczom wysnuć wniosek, że winowajca wyewoluował z wirusa ptasiej grypy i był bardzo zbliżony budową do wirusa świńskiej grypy z 2009 roku. Oczywiście nie wszyscy badacze podzielają ten pogląd, jednak jest to jedna z obecnie akceptowanych przez świat nauki teorii. Dość wcześnie też ustalono, że wirus grypy nieustannie ulega mutacjom i w jednej komórce żywiciela w ciągu kilku godzin może wytworzyć do stu różnych kopii. Odtworzony wirus okazał się bardzo zjadliwy. Namnażał się błyskawicznie w zarażonych nim myszach, wywołując zapalenie płuc i śmierć w ciągu 3 do 5 dni. Z kolei uczeni z University of Wisconsin-Madison, badając zakażone wirusem hiszpanki makaki, doszli do wniosku, że to nie sam wirus był bezpośrednio odpowiedzialny za wysoką śmiertelność wśród zarażonych. Kierujący badaniami Yoshihiro Kawaoka twierdził, że małpy zabił ich własny układ odpornościowy. Analiza ekspresji genów u zainfekowanych hiszpanką małp wykazała nadmiernie wysoką i przedłużoną ekspresję genów kodujących białka zaangażowane w nieswoistą odpowiedź immunologiczną, Ustalono, że działanie układu odpornościowego na postępujące zmiany chorobowe było tak silne, że w reakcji z autoimmunoagresji przez wywołanie swoistej „burzy cytokinowej” dochodziło do zintensyfikowania procesów patologicznych w miąższu płucnym, aż do wywołania niewydolności oddechowej. Ta teoria tłumaczyłaby wysoką śmiertelność u młodych osób, bo to właśnie one dysponują najsilniej działającym układem odpornościowym. Niektórzy badacze sugerują, że ekspozycja na wirusa grypy podczas poprzednich pandemii w latach 1847 oraz 1889-1890 zapewniła natomiast osobom starszym odporność i stąd mniejsza śmiertelność w tej grupie wiekowej. W 2008 roku w „Nature” ukazała się praca przedstawiająca wyniki badań 32 osób, które przeżyły epidemię hiszpanki. Osoby te w 1918 roku miały od 1 do 11 lat i albo same pamiętały, albo słyszały o chorym na hiszpankę domowniku. Najprawdopodobniej więc wszyscy mieli bezpośredni kontakt z wirusem. U wszystkich badanych zaobserwowano reaktywność surowicy na odtworzonego wirusa z 1918 roku, co oznacza, że w ich krwi nadal znajdowały się przeciwciała skierowane przeciw temu wirusowi. Takiej reakcji nie wykazywała surowica pobrana od osób urodzonych między 1926 a 1955 rokiem, a więc niemających w przeszłości kontaktu z hiszpanką. W wyniku dalszych badań u części badanych osób udało się ustalić limfocyty B (pamięci) produkujące przeciwciała wiążące białka wirusa. Podano te przeciwciała myszom zainfekowanym dzień wcześniej odtworzonym wirusem hiszpanki i okazało się, że wirus w ich płucach namnażał się znacznie wolniej, a myszy przeżywają chorobę. Zatem we krwi osób, które przeżyły pandemię hiszpańskiej grypy, cały czas krążą limfocyty B (pamięci), które są w stanie produkować przeciwciała neutralizujące tego wirusa, mimo że od kontaktu z nim minęło niemal sto lat. Co ciekawe, jeden z badanych klonów limfocytów B okazał się jeszcze bardziej wyjątkowy. Produkowane przez niego przeciwciała radziły sobie także z niektórymi z późniejszych wariantów wirusa. Czy dzieje się tak dlatego, że te przeciwciała wiążą się z kilkoma różnymi białkami, czy też dlatego, że wirus z 1977 r. przypadkiem miał budowę zbliżoną do wirusa hiszpanki, tego do końca jeszcze nie wiemy, ale wydaje się pewne, że nasi pradziadkowie mogą mieć we krwi potężną broń, którą być może dałoby się wykorzystać, gdyby groziła nam kolejna pandemia grypy. Kto to wie? Świat nie daje nam zapomnieć o epidemiach. Nadal, mimo ogromnego postępu cywilizacyjnego, mimo tylu odkryć naukowych, wiedzy o tym co się dzieje w każdej komórce żywego organizmu, nie potrafimy skutecznie wyeliminować gróźb epidemii.

 

sobota, 1 sierpnia 2020

NIERÓWNA WALKA ŚWIATA Z HISZPANKĄ

Alicja Barwicka

Podróż do Europy nie zakończyła światowej ekspansji hiszpanki. 15 sierpnia 1918 roku do Freetown, jednego z najważniejszych zachodnioafrykańskich portów przeładunkowych węgla i miejsca przerzutu wojsk brytyjskich, australijskich i afrykańskich, wpłynął brytyjski okręt wojenny HMS Mantua. Na jego pokładzie musieli już być chorzy, gdyż do końca września zachorowało na grypę dwie trzecie mieszkańców miasta, przy czym na 200 chorych umierały aż trzy osoby. Kolejni zainfekowani, chcąc uciec przed epidemią, wsiadali do pociągów i na statki, rozprzestrzeniając chorobę wzdłuż zachodnioafrykańskiego wybrzeża i linii kolejowych. Pierwsze dwie fale hiszpanki zajmowały kolejne tereny. Osoby, które zachorowały w pierwszym ataku epidemii, wykazywały odporność na nią w następnych falach zachorowań. Pierwsza fala miała stosunkowo łagodny przebieg, natomiast druga niosła niespotykaną do tej pory śmiertelność. Nawet jeśli dane statystyczne z miast amerykańskich i europejskich robią wrażenie, to prawdziwe spustoszenie dotknęło wkrótce potem inne kontynenty. W Indiach w ciągu niewielu tygodni zmarło od 17 do 20 mln ludzi, w Indonezji – 1,5 mln, a w Japonii – prawie 400 tysięcy. Na Tahiti i Samoa zmarło co prawda tylko 38 tysięcy, ale liczba ta oznaczała, że z powodu epidemii życie stracił co czwarty lub co piąty mieszkaniec. W samą porę w skali dramatu nadchodzącego z Europy zorientowały się władze Australii i wprowadziły obowiązkową kwarantannę we wszystkich swoich portach, pozwalając na zejście na ląd dopiero wtedy, gdy były pewne, że przybysz nie jest zakażony. I chociaż wydawało się, że druga letnio-jesienna zabójcza fala hiszpanki powoli wygasa, to wczesną wiosną 1919 roku wirus zaatakował Azję, w szczególności Chiny, charakteryzując się również tutaj wysoką śmiertelnością. Choć na całym świecie nie wiedziano, co powoduje tak groźne objawy, nie było wątpliwości, że choroba przenosi się drogą kropelkową i zwłaszcza w USA wprowadzono szereg działań prewencyjnych, które miały zatrzymać szerzenie się epidemii. Obowiązywał nakaz noszenia masek na ulicy, oraz stosowania środków dezynfekcyjnych w autobusach i metrze, natomiast przy wejściach do nowojorskich teatrów i kin nie wisiały plakaty następującej treści: Jeśli jesteś zaziębiony, kaszlesz i kichasz – nie wchodź do środka. Wróć do domu i zostań w łóżku, dopóki nie wyzdrowiejesz. W kinie nie wolno kichać, kasłać i spluwać. Jeśli musisz zakasłać – zasłoń usta chusteczką, a gdy kaszel przedłuża się, natychmiast wyjdź z sali. Nasze kino uczestniczy w zorganizowanej przez wydział zdrowia akcji upowszechniania wiedzy na temat grypy.  Dla przyjezdnych organizowano kwarantanny, kazano unikać tłumów, wentylować pomieszczenia, sprzątać kurz i dbać o higienę. Wszędzie wisiały plakaty przypominające o konieczności częstego mycia rąk i używaniu oddzielnych ręczników. Co ciekawe, w przypadku hiszpanki (z wyjątkiem epidemii w Indiach i Chinach, gdzie wysoka śmiertelność dotyczyła wszystkich grup wiekowych) ponad połowa ofiar miała 20-40 lat. Aż 99% mieszkańców Ameryki i Europy powyżej 65. roku życia przeżyło pandemię. Zachowały się zapiski szwajcarskiego lekarza, z których wynika, że wśród swoich pacjentów nie widział poważniejszego przebiegu zachorowania u osoby powyżej 50. roku życia. Chociaż u większości zakażonych osób pierwsze, typowe dla grypy objawy hiszpanki nie wskazywały na jej piorunujący przebieg, to wysoką śmiertelność powodowało głównie szybko się rozwijające krwotoczne zapalenie płuc. Większość pacjentów po kilku dniach zdrowiała, choć gorsza wydolność oddechowa utrzymywało się jeszcze przez jakiś czas. Tak było w wypadku około miliarda ludzi, gdyż hiszpanką zaraziła się jedna piąta (niektórzy mówią nawet o jednej trzeciej) ludności świata. Czym tak naprawdę była hiszpanka, w następnym odcinku…