Alicja Barwicka
Podróż do Europy nie zakończyła światowej ekspansji hiszpanki. 15 sierpnia
1918 roku do Freetown, jednego z najważniejszych zachodnioafrykańskich
portów przeładunkowych węgla i miejsca przerzutu wojsk brytyjskich,
australijskich i afrykańskich, wpłynął brytyjski okręt wojenny HMS Mantua.
Na jego pokładzie musieli już być chorzy, gdyż do końca września zachorowało na
grypę dwie trzecie mieszkańców miasta, przy czym na 200 chorych umierały aż
trzy osoby. Kolejni zainfekowani, chcąc uciec przed epidemią, wsiadali do
pociągów i na statki, rozprzestrzeniając chorobę wzdłuż
zachodnioafrykańskiego wybrzeża i linii kolejowych. Pierwsze dwie fale
hiszpanki zajmowały kolejne tereny. Osoby, które zachorowały w pierwszym
ataku epidemii, wykazywały odporność na nią w następnych falach
zachorowań. Pierwsza fala miała stosunkowo łagodny przebieg, natomiast druga
niosła niespotykaną do tej pory śmiertelność. Nawet jeśli dane statystyczne
z miast amerykańskich i europejskich robią wrażenie, to prawdziwe
spustoszenie dotknęło wkrótce potem inne kontynenty. W Indiach
w ciągu niewielu tygodni zmarło od 17 do 20 mln ludzi, w Indonezji –
1,5 mln, a w Japonii – prawie 400 tysięcy. Na Tahiti i Samoa
zmarło co prawda tylko 38 tysięcy, ale liczba ta oznaczała, że z powodu
epidemii życie stracił co czwarty lub co piąty mieszkaniec. W samą porę
w skali dramatu nadchodzącego z Europy zorientowały się władze
Australii i wprowadziły obowiązkową kwarantannę we wszystkich swoich
portach, pozwalając na zejście na ląd dopiero wtedy, gdy były pewne, że
przybysz nie jest zakażony. I chociaż wydawało się, że druga
letnio-jesienna zabójcza fala hiszpanki powoli wygasa, to wczesną wiosną 1919
roku wirus zaatakował Azję, w szczególności Chiny, charakteryzując się
również tutaj wysoką śmiertelnością. Choć na całym świecie nie wiedziano, co
powoduje tak groźne objawy, nie było wątpliwości, że choroba przenosi się drogą
kropelkową i zwłaszcza w USA wprowadzono szereg działań
prewencyjnych, które miały zatrzymać szerzenie się epidemii. Obowiązywał nakaz
noszenia masek na ulicy, oraz stosowania środków dezynfekcyjnych
w autobusach i metrze, natomiast przy wejściach do nowojorskich
teatrów i kin nie wisiały plakaty następującej treści: Jeśli jesteś zaziębiony, kaszlesz i kichasz – nie wchodź do
środka. Wróć do domu i zostań w łóżku, dopóki nie wyzdrowiejesz.
W kinie nie wolno kichać, kasłać i spluwać. Jeśli musisz zakasłać –
zasłoń usta chusteczką, a gdy kaszel przedłuża się, natychmiast wyjdź
z sali. Nasze kino uczestniczy w zorganizowanej przez wydział zdrowia
akcji upowszechniania wiedzy na temat grypy. Dla przyjezdnych
organizowano kwarantanny, kazano unikać tłumów, wentylować pomieszczenia,
sprzątać kurz i dbać o higienę. Wszędzie wisiały plakaty
przypominające o konieczności częstego mycia rąk i używaniu
oddzielnych ręczników. Co ciekawe, w przypadku hiszpanki (z wyjątkiem
epidemii w Indiach i Chinach, gdzie wysoka śmiertelność dotyczyła
wszystkich grup wiekowych) ponad połowa ofiar miała 20-40 lat. Aż 99%
mieszkańców Ameryki i Europy powyżej 65. roku życia przeżyło pandemię.
Zachowały się zapiski szwajcarskiego lekarza, z których wynika, że wśród
swoich pacjentów nie widział poważniejszego przebiegu zachorowania u osoby
powyżej 50. roku życia. Chociaż u większości zakażonych osób pierwsze,
typowe dla grypy objawy hiszpanki nie wskazywały na jej piorunujący przebieg,
to wysoką śmiertelność powodowało głównie szybko się rozwijające krwotoczne
zapalenie płuc. Większość pacjentów po kilku dniach zdrowiała, choć gorsza
wydolność oddechowa utrzymywało się jeszcze przez jakiś czas. Tak było
w wypadku około miliarda ludzi, gdyż hiszpanką zaraziła się jedna piąta
(niektórzy mówią nawet o jednej trzeciej) ludności świata. Czym tak
naprawdę była hiszpanka, w następnym odcinku…