czwartek, 1 października 2020

JUŻ NIE BARDZO LUBIMY TAKIE PIĘKNE LOTNISKA


Alicja Barwicka

Ani w Polsce, ani w innych krajach świata nie możemy się póki co uporać z aktualnie panująca pandemią COVID-19. Rośnie dzienna liczba osób zakażonych, a przecież nadciąga jesień ze swoim regularnym, corocznym wysypem zakażeń wirusem grypy i schorzeniami grypopodobnymi. Kolejne strategie walki ogłaszane przez rządy poszczególnych krajów i organizacje międzynarodowe okazują się nieefektywne. Czekanie na szczepionkę także może potrwać, bo przecież na działanie tej na grypę odpowiednio skutecznej, czyli wyprzedzająco dostosowanej do aktualnej mutacji wirusa grypy czekamy ponad 100 lat i ciągle nie potrafimy takiej opracować. W szczepionkach aktualnie produkowanych nadal korzystamy z materiału genetycznego wirusa z poprzedniego sezonu. Już nie jesteśmy tak chętni do podróżowania, już nie bardzo lubimy piękne hale lotnisk i dworców kolejowych. W walce z epidemią ciągle się uczymy, a naszą bazą są doświadczenia ostatniej wielkiej epidemii hiszpanki. Dzisiaj Polska jest zdecydowanie bliżej reszty świata niż było to podczas tamtej epidemii. Polacy oczywiście także musieli się zmagać z wirusem ówczesnej grypy, ale z racji znacznie gorszych warunków gospodarczych kraju i ograniczeń w przemieszczaniu się nie było tak wysokiej śmiertelności jak w krajach Europy zachodniej. Nasza sytuacja polityczna w tym czasie była bardzo szczególna, a szalejąca grypa poza zbieraniem żniwa wśród wojska i ludności cywilnej była także przyczyną licznych zgonów jeńców podczas wojny polsko-bolszewickiej i po niej. Do Polski choroba dotarła stosunkowo późno, bo pierwsze przypadki dostrzeżono dopiero w lipcu 1918 roku we Lwowie. Najpierw tak jak w Europie Zachodniej wraz z transportami wojskowymi przemieściła się koleją wzdłuż trasy Lwów-Kraków-Katowice (w Krakowie szczyt zachorowań przypadł na wrzesień), natomiast w Warszawie pojawiła się w październiku. Na szczęście epidemia trwała zaledwie kilka miesięcy i chociaż nowa fala zachorowań wróciła wiosną 1919 r., to miały one już znacznie łagodniejszy przebieg. Lektura gazetowych nekrologów potwierdza, że na grypę umierali prawie wyłącznie ludzie młodzi, dwudziesto- i trzydziestoletni. Niestety w Polsce nie prowadzono rejestrów epidemiologicznych, trudno więc ocenić, ile dokładnie osób zmarło. 4 listopada głos zabrała powołana przy Radzie Regencyjnej Komisja dla Zdrowia Publicznego, która w uspokajającym tonie wyjaśniała, jak przenosi się zakażenie grypą i oszacowała częstość zachorowań na ziemiach polskich na 1%. Członkowie Komisji zalecali przede wszystkim przestrzeganie zasad higieny: unikanie zgromadzeń, mycie rąk po powrocie do domu i płukanie ust oraz gardła. W raporcie końcowym komisji ustalono, że „Środka na wyleczenie nie ma, surowica nie skutkuje. Poza tymi wskazówkami innych środków ochronnych przeciwko influency nie znamy i też ich pewnie szybko nie poznamy.” Pomimo upływu czasu wiele się nie zmieniło. Stosujemy te same środki ochronne, wchłaniamy podawane przez media uspokajające informacje, chyba tylko bardziej jesteśmy świadomi zagrożenia, więc bardziej się boimy. Pewnie dlatego społeczna ocena problemu jest obecnie znacznie bardziej surowa.