poniedziałek, 26 grudnia 2016

O WARTOŚCIOWANIU WARTOŚCI

Alicja Barwicka
Kończy się rok. Był niespokojny, pełen niepokojów, lokalnych wojen i większość z nas liczy, że ten nowy, nadchodzący 2017 będzie lepszy. Ale w każdym kolejnym roku znajdujemy przecież coś dobrego, więc i w tym kończącym się miały miejsce miłe chwile i szczęśliwe wydarzenia. Powstawały nowe odkrycia i wynalazki. Oglądaliśmy powierzchnię Marsa, odkryto kilka nowych gwiazd, śledziliśmy prace nad wdrożeniem rozwiązań zmierzających do uruchomienia produkcji grafenu, tego najnowszego cudu innowacyjnych technologii.  Żyjemy coraz szybciej ciągle się przemieszczamy, na zamkniętych torach testuje się hybrydę samochodu z helikopterem, który w powietrzu lub na drodze ma się przemieszczać z prędkością 180 km/h i pewnie niedługo będziemy z takich zabawek korzystać. Znanymi dziś rodzajami samochodów jeździmy nie tylko w celach prywatnych. Prowadzimy pojazdy i obsługujemy rozmaite maszyny w miejscach pracy. Ale tu za nasze bezpieczeństwo przy tego rodzaju czynnościach odpowiada również pracodawca, więc woli się upewnić, czy stan zdrowia pracownika pozwala na wykonywanie konkretnych zadań służbowych. Starając się o zatrudnienie na określonym stanowisku pracy dobrze jest więc prześledzić niezbędne normy i wymagania zdrowotne, dotyczące wykonywanych potencjalnie czynności. W zakresie narządu wzroku takie zdrowotne wymagania są precyzyjnie określone dla różnych stanowisk pracy. I tak w przepisach prawa zawsze jest określona wymagana ostrość wzroku w korekcji i bez, a dla niektórych stanowisk (np. praca na wysokości powyżej 3 m) przy stosowanej korekcji optycznej istnieje wymóg stosowania wyłącznie szkieł korekcyjnych nagałkowych lub gogli korekcyjno – ochronnych. Z kolei np. w pracy górnika pod ziemią z racji zapylenia jakakolwiek korekcja optyczna jest wykluczona, przy czym każde oko musi i tak mieć dobrą (ściśle określoną) ostrość wzroku. Ważnym wymaganiem określonym przepisami prawa jest widzenie obuoczne (stereoskopia). Musi się nim wykazać osoba obsługująca wózek widłowy, podnośnik z mechanizmem podnoszenia powyżej 1.6 m (układnice magazynowe), pracująca na wysokości powyżej 3 m, czy obsługująca maszyny w ruchu grożące urazem. Takie wymaganie jest stawiane również operatorom dźwigów i żurawi podnoszących na wysokość powyżej 1.6 m, operatorom sprzętu drogowego i budowlanego (roboty ziemne), osobom posługującym się bronią, lub ubiegającym się o wydanie stosownego pozwolenia oraz operatorom pulpitów sterowniczych i sygnalizatorów w centrach kontroli. Prawidłowe widzenie obuoczne muszą ponadto posiadać kierowcy pojazdów uprzywilejowanych w ruchu i posiadacze tzw. wyższych (powyżej B) kategorii prawa jazdy. Warto też wspomnieć o wymaganych zakresach pola widzenia. Są one ściśle określone w stopniach kątowych dla podstawowych kierunków, a w niektórych sytuacjach (osoby posługujące się bronią, lub ubiegające się o wydanie stosownego pozwolenia, czy też niektóre współistniejące schorzenia okulistyczne) wymagane jest precyzyjne określenie zakresu pola widzenia w badaniu perymetrycznym. Na wielu stanowiskach pracy wymagane jest prawidłowe rozpoznawanie barw, a w niektórych pracach związanych z dźwiganiem ciężarów niezbędna jest ocena stanu siatkówki, by wykonywana praca nie stała się potencjalnym powodem jej odwarstwienia. Szukając więc pracy w Nowym Roku, poddajmy wcześniejszej analizie własny stan zdrowia, a w przypadku wątpliwości nie narażajmy go na pogorszenie podejmowaną pracą. Pamiętając o tym, że praca jest wspaniałym dobrem i ogromną wartością, pamiętajmy także, że własne zdrowie, to zawsze wartość znacznie większa!
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!

czwartek, 3 listopada 2016

CO DZISIAJ NA OBIAD?

Alicja Barwicka
W dzisiejszych czasach mamy znacznie bardziej urozmaicone pożywienie, bo bazową dietę przodków wzbogacaliśmy przez wieki o całe mnóstwo różnych produktów. Nawet jeśli z czasem dostrzegaliśmy, że nie zawsze to wzbogacanie wychodziło nam na dobre, to rezygnacja np. z cukrów prostych, nadmiaru soli, czy białej mąki dla większości z nas okazywała się praktycznie niemożliwa. Ale ponieważ nic nie jest w stanie zatrzymać postępu, to jako ludzie postępowi szybko uwierzyliśmy, że dietę można dalej wzbogacać, tym razem o zupełnie cudowne dodatki, które zapewnią nam długowieczność w pełni sił i zdrowia. Tempo tego postępu jest naprawdę zawrotne, bo jeszcze 30 lat temu jedliśmy (w naturalnej postaci, bez ingerencji inżynierii genetycznej) zwykłą sałatę, marchew, jabłka. Ale 30 lat temu na rynku nie było suplementów diety … Dziś dostęp do tej grupy „dodatków do diety” jest praktycznie nieograniczony Kupuje się je w aptekach, drogeriach, na stacjach benzynowych, w sklepach spożywczych, a nawet w kioskach z prasą. Kupić może każdy, kto ma na nie ochotę, nie ma natomiast ochoty na zmaganie się z efektem przejedzenia, nadwagą, osteoporozą, łamliwością paznokci, wypadaniem włosów, nie wspominając już o dolegliwościach występujących w okresie menopauzy. Problem w tym, że większość konsumentów suplementów diety nie ma wiedzy co tak naprawdę dodaje do swojego pożywienia. Ponieważ suplement diety wyglądem z reguły przypomina lek, to ludność miast i wsi z wielką ochotą „leczy się” sama według własnego uznania, zwłaszcza, że o tysiącach dolegliwości, których może nawet chwilowo nie ma, ale przecież zawsze mogą człowieka dopaść przypominają wielokrotnie sugestywne reklamy we wszystkich rodzajach mediów. Z leczeniem nie ma żartów. Ponieważ leki są przeznaczone dla osób chorych i jak powszechnie wiadomo powinny być stosowane zgodnie ze wskazaniami lekarskimi, to trochę ze strachu, by sobie nie zaszkodzić takie zalecenie jest raczej respektowane. Środki spożywcze natomiast jak sama nazwa wskazuje spożywać może każdy, a więc przede wszystkim osoba zdrowa, bo takie jednak globalnie dominują. Jednocześnie osobie chorej, która ma ochotę „coś spożywczego spożyć” nikt nie może tego zabronić. Wiele osób twierdzi, ze nie ma wiedzy o tym jaki rodzaj substancji aplikuje sobie w najlepszej wierze w ramach samoleczenia. To dziwne, bo przecież ochrona własnego zdrowia powinna być naszą podstawową aktywnością, zwłaszcza że przecież nikt nie chce jego stanu pogarszać. Niewiedza nie jest tu żadnym argumentem, bo nawet przepisy prawa zarówno na poziomie krajowym jak i unijnym jasno precyzują różnice pomiędzy lekiem a suplementem diety. Oto te najważniejsze:

LEKI

SUPLEMENTY DIETY

Przeznaczenie

Lek (produkt leczniczy) to substancja lub mieszanina substancji, przedstawiana jako posiadająca właściwości zapobiegania chorobom... lub leczenia chorób...

Suplementy diety to środek spożywczy, którego celem jest uzupełnianie normalnej diety... z wyłączeniem produktów posiadających właściwości produktu leczniczego w rozumieniu przepisów prawa farmaceutycznego...

Wskazania

Są określone w charakterystyce produktu leczniczego i zatwierdzone przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych.

Brak wskazań! Służą uzupełnianiu diety. Nie są zatwierdzane przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych.

Wprowadzanie do obrotu

Rejestracja i dopuszczenie do obrotu tylko przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. albo przez  Komisję Europejską na podstawie wniosku zawierającego szczegółową dokumentację gwarantującą jakość, skuteczność i bezpieczeństwo stosowania

Prawo nie wymaga rejestracji, ani szczegółowej dokumentacji gwarantującej jakość, skuteczność i bezpieczeństwo stosowania. Wystarczy powiadomić Główny Inspektorat Sanitarny i dostarczyć wzór opakowania przy wprowadzaniu produktu do sprzedaży

Bezpieczeństwo

Ciągły nadzór i monitorowanie jakości przez inspekcję farmaceutyczną, ponadto monitorowanie bezpieczeństwa stosowania przez lekarzy, farmaceutów i podmiot wprowadzający do obrotu.
Brak ustawowego wymogu ciągłego monitorowania bezpieczeństwa stosowania.
 
Suplementy diety są szeroko reklamowane, ale też reklama środków spożywczych (batonika, chrupków albo suplementu diety) nie jest prawnie zabroniona. W środkach masowego przekazu można co prawda bez trudu znaleźć informacje dotyczące np. zgubnych efektów permanentnego przyjmowania przez ludzi preparatów wielowitaminowych, mogących mieć wpływ na blokowanie własnego systemu odpornościowego. Ale przekaz, że odporność budujemy głównie przez aktywność fizyczną nie jest już tak atrakcyjny, chociaż dawno przecież udowodniono, że najlepszym lekiem dla człowieka bez względu na wiek jest właśnie aktywność fizyczna. Czy jej też się doczekamy w postaci suplementu diety?
 

sobota, 29 października 2016

ILE KSIĄŻEK TRZEBA PRZECZYTAĆ?

Alicja Barwicka
Niels Bohr powiedział kiedyś: „wiedza, to władza, ale niewiedza, niestety, nie oznacza jeszcze braku władzy”. Potwierdzenie tych słów znajdujemy w codzienności każdego dnia. Nasza władza rośnie. Nad różnymi sprawami, nad różnymi ludźmi, nad wieloma rzeczami mamy władzę. Mamy, albo tylko sądzimy, że ją mamy. Z kolei nasza wiedza jakby maleje. Jeśli ją przyswajamy to tę na szybko, z rodzaju „obrazkowej”. Coraz mniej czytamy. Im mniej wiemy, tym bardziej czujemy się mocni i bardziej krytyczni w ocenie wiedzy innych. Wizyta u lekarza zaczyna się często od słów: „ja tylko po receptę”, albo: „ wyczytałem w Internecie, że to może być objaw…”. Skoro to takie oczywiste i wiemy co zrobić z „objawem” oraz co powinno się znaleźć na oczekiwanej recepcie, to może wypiszmy ją sobie sami, zastosujmy aprobowane przez siebie leczenie, a miejsce na wizytę lekarską taką z wywiadem i badaniem przedmiotowym zostawmy innym, może mniej ufnym we własne umiejętności diagnostyki i leczenia, a może po prostu bardziej chorym i potrzebującym fachowej lekarskiej porady…
Władza to rzecz fajna. Mądra władza jest jeszcze fajniejsza. Miejmy władzę nad swoim zdrowiem. Pilnujmy go, stosujmy zasady profilaktyki chorób, przestrzegajmy zasad właściwej diety. Taki rodzaj władzy daje nam wiedza. Lekarz zdobywa ją przez wiele lat i nieustannie ją aktualizuje. Spróbujmy nieraz we własnym dobrze pojętym interesie tej wiedzy zaufać. Kiedy oddajemy własny samochód do naprawy ufamy przecież umiejętnościom mechanika. Nie każdy lekarz jest rozmowny, nie każdy jest wylewny, ale każdy dysponuje wiedzą znacznie większą i bardziej rzetelną niż pobieżne informacje zaczerpnięte z Internetu. Pamiętajmy, że Internet stanowi co prawda wspaniały instrument, ale raczej osobiście nie zbada naszego oka, serca czy wątroby. A nasze organy i narządy są przecież jedyne, zupełnie niepowtarzalne i dlatego potrzebują indywidualnego popartego wiedzą medyczną spojrzenia. Jeśli nie ufamy cudzej wiedzy, nic nie stoi na przeszkodzie by ją zdobyć samemu. Trochę to potrwa, ale ostatecznie będziemy dysponować co prawda władzą niewielką, ale za to znacznie większą wiedzą!

piątek, 30 września 2016

PRZEPIS NA WEEKEND

Alicja Barwicka
Ludzkość od wieków marzyła o tym by na zawsze zatrzymać młodość i zdrowie. Można zresztą powiedzieć, że sporo się w tym zakresie udało osiągnąć biorąc pod uwagę chociażby średnią wieku dla płci kilkaset lat temu i dzisiaj, czy praktyczne wyeliminowanie niektórych zachorowań, zwłaszcza tych o charakterze epidemicznym. Do ideału ciągle jednak daleko, chociaż starania nie ustają. Wymyślono wiele wspaniałych specyfików i pomysłów na właściwe zachowania. Te pomysły zmieniają się zresztą bardzo szybko, co tylko dowodzi, jak były nieefektywne. Weźmy niedawnych palaczy papierosów z lat 50-tych XX wieku. Palili wszyscy i wszędzie, nie wykluczając kobiet w ciąży i ojców przytulających niemowlęta. Nikt nie myślał o szkodliwości nałogu. Są jednak takie wzorce zachowań prozdrowotnych, które się nigdy nie zdezaktualizowały, a ich nieprzestrzeganie jest dla ludzkości na tyle groźne, że znalazły się nawet w biblijnym wykazie siedmiu grzechów głównych (nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu oraz lenistwo). Te ponadczasowe wzorce dotyczą sposobu  żywienia i aktywności fizycznej. Większość żyjących współcześnie ludzi ma zbyt dużo jedzenia, a że jesteśmy leniwi, to korzystamy z żywności już wcześniej przetworzonej. A przecież na każdym kroku mamy do czynienia z informacją o dobrodziejstwach stosowania produktów naturalnych, ograniczenia spożycia tłuszczów zwierzęcych czy nadmiaru soli. Przestrzegając powszechnie znanych zasad zdrowego żywienia zmniejszamy ryzyko wystąpienia otyłości i związanych z nią chorób takich jak cukrzyca typu 2, choroby układu sercowo – naczyniowego czy niektóre choroby nowotworowe np. rak jelita grubego. Dobrze jest sobie przypomnieć, że słowo „dieta” używane było już w starożytnej Grecji i oznaczało styl życia, a nie sposób na zrzucenie zbędnych kilogramów. Prowadząc siedzący, kanapowo -  chipsowy styl życia raczej o dobry stan zdrowia nie zadbamy. Z aktywnością fizyczną też bywa różnie. Są grupy zawodowe, gdzie uprawianie sportu jest w dobrym tonie. Coraz więcej ludzi biega, pływa, jeździ na rowerze, gra w tenisa. Ale takich zachowań powinno się uczyć dzieci! Gdzie podziały się szkolne sale gimnastyczne? Podwórkową grę w piłkę sprowadzono do porozwieszanych ostrzeżeń z wykazem kar dla rodziców, których dzieci śmiałyby takie zakazy złamać… Są naukowe dowody potwierdzające złotą zasadę Polskiej Szkoły Rehabilitacji: „żadnym lekiem nie można zastąpić ruchu, ale ruch może zastąpić prawie każdy lek”. Badania dowodzą niezbicie, że umiarkowana aktywność fizyczna powoduje redukcje o 50% zgonów z powodu schorzeń sercowo-naczyniowych u osób powyżej 65 roku życia. Badanie które to wykazało trwało 12 lat, było przeprowadzone na blisko 2500 osobach w wieku od 65 do 74 lat. Ryzyko ostrych zdarzeń  sercowo-naczyniowych było zmniejszone o 30%. Wyższy poziom aktywności fizycznej daję większą redukcję ryzyka. Umiarkowana aktywność fizyczna to spacery, jazda na rowerze, wędkowanie, łowiectwo, praca w ogrodzie - przynajmniej kilka godzin w tygodniu. Idzie weekend. Zastanówmy się więc jak go spędzić…

wtorek, 2 sierpnia 2016

CZY DUMA TO COŚ ZŁEGO ?

Alicja Barwicka
Sierpień to już ostatnie tygodnie pełnego luzu, wakacyjnych chwil nagrzanych w życzliwym nam tegorocznym słońcu. Chociaż staramy się wykorzystywać każdy moment lata, to przecież dobrze wiemy, że jesień już za pasem. Oczywiście mamy nadzieję, że będzie piękna, „złota, polska”. Oby… Jesień to od zawsze pora rozpoczęcia nauki zarówno przez tych najmłodszych, jak i tych trochę starszych. W sklepach zaczyna się ruch zeszytowo – podręcznikowy, ukierunkowujący wydatki rodziców. Część młodzieży jeszcze nie wybrała uczelni wyższej i przegląda oferty zarówno tych krajowych jak i zagranicznych. Dzisiaj studiowanie w krajach Unii Europejskiej ma coraz więcej zwolenników. Barierą główną jest sfinansowanie pobytu i czesnego, ale dla wielu jest to bariera do pokonania. Trzeba podkreślić, że na wielu uczelniach starego kontynentu sama nauka jest bezpłatna, lub z niską opłatą semestralną albo roczną. Jeśli potencjalny student nie boi się dodatkowej pracy pozwalającej na pokrycie kosztów utrzymania, to nie jest to wcale rozwiązanie droższe niż w Polsce, a bywa, że i tańsze. Bariera nr 2 to oczywiście język, ale planujący naukę na innej niż polska uczelni wiedzą o tym wszystko i raczej nie ryzykują rzucenia się w językową przepaść. Oczywiście samo studiowanie wiele się od systemu krajowego nie różni, ale to co może Polaka zadziwić, to absolutne respektowanie i kultywowanie (nieraz dość skomplikowanych) tradycji uczelnianych. Dotyczy to zdecydowanej większości uczelni, a już zwłaszcza, tych starych o ugruntowanej pozycji i prestiżu. Te młodsze zaś robią wszystko, by na własną pozycję i prestiż zasłużyć. Polscy studenci mają także swoje uczelniane tradycje, ale są one widoczne przede wszystkim podczas jubileuszy, uroczystości, czy świąt. Na ulicy w tłumie przechodniów nie jesteśmy raczej w stanie ich rozpoznać, czy tym bardziej przypisać do konkretnej uczelni, natomiast w wielu miastach europejskich będących siedzibą uczelni wyższych, zwłaszcza tych z dłuższą historią i dobrą renomą można zaobserwować zupełnie inny obraz. Tam studenci dumnie każdego dnia (wcale nie od święta) noszą swoje uczelniane stroje. Ten wyróżnik zdecydowanie im odpowiada podkreślając drogę do uzyskania wyższego statusu społecznego. A u nas? Może to liczba polskich uczelni powstających jak grzyby po deszczu w prawie każdym mieście powiatowym i oferujących setki przedziwnych kierunków nauczania powoduje, że ukończenie wielu z nich daje co prawda wymagany tu i ówdzie dokument, ale niekoniecznie powód do dumy…

środa, 6 lipca 2016

DROGA DO ZDOBYCIA ZAWODU

Alicja Barwicka
Nie każdy zostanie lekarzem, ale większość z nas chciała leczyć „od zawsze”. Przez lata zmieniali się adresaci procedur terapeutycznych, ale chęć niesienia pomocy raczej nie przemijała. Najpierw leczyliśmy misie, lalki i wszelkiego rodzaju przytulanki. Mieliśmy swoje stetoskopy, z poważnymi minami osłuchiwaliśmy więc serc niezależnie od ich lokalizacji, bez zbędnej zwłoki stawialiśmy diagnozy  i najczęściej jeszcze podczas tej samej wizyty przechodziliśmy do leczenia. Nasze misie musiały pić syropki, łykać tabletki, ale szybko dochodziliśmy do wniosku, że pełny sukces terapii będzie możliwy dopiero po zastosowaniu bardziej radykalnych metod. Będąc osobami żądnymi sukcesu kłuliśmy swoich pacjentów informując ich o konieczności bycia dzielnym podczas szczepienia lub zastrzyku, a w razie potrzeby operowaliśmy co się dało. Liczył się cel, więc nie przywiązywaliśmy specjalnej wagi do jakości życia pacjenta, za to wszystkie te działania dawały nam wiele radości i potęgowały wiarę we własne możliwości. Kochaliśmy tych pacjentów bezgranicznie, walczyliśmy o ich byt niestrudzenie, czego dowody nieraz po wielu latach można znaleźć na niejednym strychu. Z czasem poszerzaliśmy zdobywanie wiedzy medycznej lecząc sobie tylko znanymi metodami domowe koty, psy, czy króliki. Ci o większych niż przeciętne potrzebach poznania fizjologii brali się za doświadczenia nie zawsze przestrzegając zasad regulujących prawną ochronę zwierząt. Rezultaty naszych działań bywały różne, nie zawsze napawały nas dumą, często wręcz głęboką frustracją. Wszystkie te doświadczenia jednak procentowały ucząc nas (co prawda na błędach) trudnej sztuki wyboru pomiędzy poznaniem prawdy, a zadaniem bólu. Najtrudniej było leczyć ludzi, bo chociaż mierzenie temperatury, czy posłuchanie jak bije serce dawało mnóstwo satysfakcji, to widywaliśmy chore osoby, które pomimo przekazywanej im informacji, że „już się nie bawimy w chorowanie”, wcale nie zdrowiały, nie chciały rozmawiać i śmiać się. To dawało nam dużo do myślenia i budowało pokłady niezbędnej w przyszłym zawodzie pokory. Mimo wielu niepowodzeń nie zamierzaliśmy się poddawać. Bywały oczywiście inne pokusy przyszłych zawodowych karier. Ale najczęściej miały charakter incydentalny. Kiedy przyszło co do czego rezygnowaliśmy z pojawiających się chwilowych planów studiowana chemii, czy historii sztuki i wybieraliśmy to, co tkwiło w nas od dzieciństwa. Potem było już z górki. Trzeba było tylko ukończyć sześcioletnie studia medyczne, odbyć staż i co najmniej pięcio – sześcioletni czas poświęcić nauce i praktyce ukierunkowanej na zdobycie specjalizacji. Po tym okresie okazało się, że w międzyczasie nauka szybko poszła do przodu i nasza wiedza w pewnej części wymaga już aktualizacji. I tak się dzieje nieprzerwanie, stąd potrzeba nieustannego uczestnictwa w naukowych konferencjach, sympozjach i kursach doskonalących nasze zawodowe umiejętności. Ponieważ to nasze bezpieczeństwo zawodowe, więc koszty  z tym związane ponosimy sami i dlatego  w czasie wolnym by na to wszystko zarobić zajmujemy się diagnostyką i leczeniem…