Alicja Barwicka
Tegorocznej pięknej
wiosny nie jest już tak pięknie, bo zmagamy się z kolejną w dziejach ludzkości
epidemią, tym razem COVID-19 (Coronavirus
Disease 2019), wywołaną przez wirusa SARS-CoV-2. Ale fakty są takie, że wielkie
epidemie pojawiały się, od kiedy ludzie zaczęli prowadzić osiadły tryb życia, a
jednak zawsze mijały i mocno poobijana ludzkość podnosiła się z kolan, żyła i
rozwijała swój świat dalej. O epidemiach z okresu starożytności wiemy bardzo mało,
chociaż z pewnością istniały. Dostępne są źródła historyczne mówiące
o zarazie (prawdopodobnie tyfus lub dżuma), która w V w. p.n.e.
zdziesiątkowała ateńską armię. Więcej informacji pochodzi z okresu
średniowiecza. Według dostępnych źródeł w tzw. dżumie Justyniana, która
rozpoczęła się w cesarstwie Bizantyjskim w VI wieku, już tylko
w początkowej fazie poniosło śmierć 40% mieszkańców Konstantynopola.
Choroba rozniosła się później na prawie wszystkie części zamieszkałego wówczas
świata i dotarła do centralnej i południowej Azji, Afryki Północnej,
Półwyspu Arabskiego, a w Europie aż do Danii i Irlandii na
północy. Szacuje się, że zabiła około 100 milionów osób. Przenoszeniu chorób sprzyjały braki norm sanitarnych lub dość
luźne do nich podejście, nowe odkrycia geograficzne i rozwój handlu.
Konkwistadorzy, którzy chorowali na ospę, przywieźli do Nowego Świata nie tylko
towary, ale też niezwykle groźną chorobę, na którą miejscowa ludność nie była
odporna. Z karawanami kupieckimi i na handlowych statkach podróżowały
szczury, które przenosiły dżumę, Jej wielka epidemia wybuchła w Europie
w 1347 r. Gęsto zaludnione i brudne, średniowieczne miasta stanowiły
idealne warunki dla rozwoju choroby. W ciągu zaledwie dwóch lat dżuma
spustoszyła Hiszpanię, Francję oraz Włochy. Przetoczyła się też przez Bałkany,
dotarła nawet do Londynu, po drodze dziesiątkując m.in. Paryż, Florencję,
Hamburg i Bremę. Czternastowieczna europejska epidemia dżumy do 1352 roku
spowodowała śmierć około 200 miliomów osób, a na odbudowę liczebności
ówczesnego świata potrzeba było ponad 150 lat. Po dżumie przyszedł czas na ospę
prawdziwą. Do największych epidemii tej choroby doszło w XVI w.
w Ameryce Południowej i Północnej. To właśnie ospa prawdziwa
zdziesiątkowała społeczność Azteków i zabiła ponad 75% populacji zamieszkującej
tereny dzisiejszego Meksyku. Według niektórych szacunków na terenach
dzisiejszego Peru ospa przyczyniła się do śmierci blisko 90% społeczeństwa. Na
przełomie XVI i XVII wieku na holenderskich handlowych okrętach ponownie
dotarła do Europy dżuma. W samym tylko Londynie, gdzie w 1665 roku
wybuchła jej epidemia, zmarło ponad 100 tysięcy ludzi, czyli jedna piąta
ówczesnych mieszkańców miasta. Od zarazy nie było ucieczki, a chorowali
wszyscy, od dzieci po starców. Barierę naturalną stanowiły jedynie obszary
wysokogórskie (Alpy, Pireneje) albo tereny słabo zaludnione ze złą
infrastrukturą uniemożliwiającą przemieszczanie się ludności. To dlatego dzięki
cywilizacyjnemu zacofaniu stanowiącemu przyczynę izolacji Polski
w średniowiecznej Europie wielkie epidemie nie znajdowały u nas
sprzyjających warunków do rozwoju i w konsekwencji nie zbierały aż
tylu ofiar. Dżuma atakowała jeszcze wielokrotnie, a w epidemii
z przełomu XVIII i XIX wieku w samej tylko Azji zabiła 12
milionów mieszkańców. Nękające ludzkość od wieków
epidemie grypy nie budziły takiego lęku jak np. dżuma, bo nawet jeśli chorowały
wielkie skupiska ludzi, to odsetek zgonów był jednak znacznie niższy, przy czym
ta choroba wybierała na ofiary najczęściej dzieci i osoby starsze. Zachowały
się źródła historyczne dotyczące wielkich pandemii z XVIII i XIX
wieku, ale o epidemiach grypy – napiszę w następnym miesiącu. Tymczasem
uważajmy na siebie zachowując wszystkie znane dzisiejszej medycynie środki
zapobiegające rozprzestrzenianiu się choroby.